Zielony garnizon w Świętoszowie zajmuje 10 Brygada Kawalerii Pancernej im. gen. broni St. Maczka i trudno to miejsce znaleźć na zwykłej mapie. Tu wyznaczono zbiórkę uczestnikom rajdu i kwatery na poligonie. Wieczorem odwiedziliśmy salę tradycji jednostki. Pancerniacy godnie kontynuują tradycje bojowe słynnej jednostki. Uczestniczyli w najważniejszych misjach wojskowych co tylko świadczy o profesjonalizmie żołnierzy. Rankiem pożegnał nas dowódca jednostki płk Maciej Jabłoński. Na starcie żałowaliśmy tylko, że nie obejrzeliśmy słynnych leopardów będących na wyposażeniu wojska.
Ponad ośmiuset kilometrowy etap do Trieru umilały nam przelotne deszcze, dające się we znaki w drugiej części trasy. Mokry asfalt oglądaliśmy, aż do Paryża. Podzielono nas na pięć grup oznaczonych chustami każdego koloru każda. Od naszej różowej, przyjęliśmy żartobliwie nazwę różowych panter. Do Trieru jechałem w towarzystwie Władka na drag starze 1100. Śmigaliśmy podobną prędkością do 120km/h z uwagi na oszczędność benzyny.
Drugiego dnia trasa wiodła przez Luksemburg. Na cmentarzu 3. Armii amerykańskiej odwiedziliśmy grób gen. G.S. Pattona. Sławny dowódca znany był z wojennego kunsztu i powiedzonek. Zacytuję więc jedno z przemówienia do żołnierzy z 3. Armii w dniu 5 czerwca 1944 roku: "Jest jedna wspaniała rzecz, którą będziecie mogli powiedzieć po tym jak ta wojna się skończy i gdy wrócicie do domów. Będziecie wdzięczni, gdy za 20 lat będziecie siedzieć przy kominku z wnukiem na kolanie, wnuk zapyta co robiliście w czasie tej wielkiej II wojny światowej, a wy nie będziecie musieli zakasłać, przestawiać wnuka z kolana na kolano i mówić "Cóż, twój dziadek przerzucał łopatą gówno w Luizjanie". O nie! Będziecie mogli spojrzeć mu prosto w oczy i powiedzieć: "Synu, twój dziadek walczył wraz ze wspaniałą Trzecią Armią i cholernym sukinsynem nazwiskiem George Patton".
Nieco później dojechaliśmy do francuskiego Dieuze na cmentarz 1. Dywizji Grenadierów. Zwiedzamy okolicę pod Lagarde w miejscu walk Dywizji w 1940 roku. Na postoju w przydrożnym barze zamówiłem jajecznicę, a w zamian sympatyczna Serbka zafundowała mi omleta. Tak czy owak to były ostatnie świeże jajka, które wypatrzyłem za ladą. Co niektórzy koledzy mieli szczęście i uzupełnili prowiant w objazdowym sklepie. Wróciliśmy na trasę i ostatni dotarliśmy do zarezerwowanego kampingu. W nagrodę za niewielką dopłatą otrzymaliśmy propozycję noclegu, na terenie szkoły żeglarskiej z internatem. Różowe pantery długo się nie zastanawiały. Widok łóżek ze świeżą pościelą i (sic!) lodówki pełnej jedzenia poprawił nastrój. Motocykle wysychały pod dachem i Wojtek od bmw z wózkiem spokojnie naprawił oparcie, korzystając z mojego pudełka ze śrubami.
Po drodze do Paryża nie sposób ominąć miejsca największej bitwy I wojny światowej pod Verdun. Zanim tu trafiliśmy, wyjechaliśmy z bocznej drogi przed grupę około 50 Niemców na motocyklach. Tak wspólnie objechaliśmy miasto, aż zrezygnowali z jazdy za nami. Trafiliśmy w końcu do Memoriału w budowie. Nic ciekawego. Zatem dalej już przy olbrzymim cmentarzu zwiedzamy nowy obiekt sakralny. Czas nas gonił i nie zdążyliśmy obejrzeć fortów. Do stolicy Francji dojechaliśmy późnym popołudniem. Zgodnie z planem z rana złożyliśmy wizytę w polskiej ambasadzie. Pałac Monako był rezydencją Ambasadora RP od 1936 roku. Został nabyty w zamian za poprzednią siedzibę polskiej misji dyplomatycznej, która znajdowała się na terenie przeznaczonym na Wystawę Światową 1937 r. Pani Konsul dokładnie opowiedziała historię obiektu. Zapadały tu kluczowe decyzje dotyczące Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.
Na zakończenie pobytu zrobiliśmy sobie wspólną fotę i pozostałą część dnia spędzaliśmy według własnych upodobań. Byłem na to przygotowany i jeszcze w kraju wykupiłem bilet na rower miejski w Paryżu. Zdecydowałem się jednak na metro. Zależało mi na dotarciu, do jak największej liczby atrakcji turystycznych. Tego dnia podziemia metra pozwalały odetchnąć przed doskwierającym upałem. W towarzystwie brazylijskiej turystki zwiedziłem okolice Łuku Triumfalnego i wieży Eiffla. Dojechałem do dzielnicy Montmartre i Bazyliki Sacre-C?ur. Stamtąd trafiłem na plac Tertre opanowany przez paryską bohemę. Takie klimaty zawsze uwielbiam. Dotarłem wreszcie do muzeum Salvadora Dali i najdalej do dzielnicy wieżowców La Defence.
Wróciłem w końcu do centrum i wjechałem na 56 piętro Montparnasse Tower. Stamtąd roztaczał się najciekawszy widok na wieżę Eiffla. Klimatyzowany taras i smaczne lody zniechęciły mnie do dalszej wycieczki. Zbliżała się wieczorowa pora. Kolejno metrem, kolejką podmiejską i autobusem sprawnie przemieszczałem się do naszego kempingu Paris-Est. To dwadzieścia kilometrów od wieży Eiffla. W stolicy świata polecam wykupienie jednodniowego biletu mobiles, za 11,20 euro na cztery strefy. Umożliwił mi dowolną ilość przejazdów każdym środkiem komunikacji miejskiej. Warto zabrać ze sobą podręczny plecak z wodą i kanapkami. Przydał się również tablet służący za bank informacji.
Tak określa się starą nekropolię pod Paryżem. W Montmorency pochowano od XIX wieku do dziś kilkuset Polaków, m.in. Cypriana Norwida, Adama Mickiewicza, brata Józefa Piłsudzkiego, malarzy Olgę Boznańską i Tadeusza Makowskiego, rzeźbiarzy Cypriana Godebskiego i Władysława Oleszczyńskiego, generałów Henryka Dembińskiego i Władysława Zamoyskiego (1803-1868) oraz poetę i prozaika Aleksandra Wata. Tu leżą też kolejni kierownicy Biblioteki Polskiej w Paryżu. W grobie zbiorowym Towarzystwa Historyczno-Literackiego spoczęły zwłoki Naczelnego Wodza z lat 1943-44 gen. Kazimierza Sosnkowskiego (w 1992 roku urnę z jego prochami sprowadzono do warszawskiej archikatedry św. Jana). Są na cmentarzu także liczne tablice upamiętniające udział polskich żołnierzy w walkach II wojny światowej, i współczesne - ku czci ofiar stanu wojennego. "Narodowi polskiemu, który ofiarował tak wiele swoich dzielnych dzieci Francji - wdzięczne miasto Montmorency i departament Val-d\'Oise" - głosi po francusku jedna z tablic. Kiedy opuszczaliśmy ten niezwykły cmentarz zatrzymał nas przy wyjściu zdyszany pracownik merostwa. Francuzowi bardzo zależało na zawarciu znajomości z rajdowcami i podtrzymaniu kontaktów w przyszłości.
Jeszcze przed rajdem uzyskałem zgodę komandorów na odłączenie się od grupy i przejazd do skalistej wysepki Mont Saint Michel z sanktuarium Michała Archanioła. Powątpiewano w moje plany, lecz nie dałem za wygraną. Wybrałem się w dniu, kiedy rajdowy program został zaliczony, była wczesna godzina i 220 km do celu. Jeśli miałem dotrzeć do opactwa to lepszej okazji nie było. Grupowemu zameldowałem o odjeździe i w ostatniej chwili zabrały się ze jeszcze dwa motocykle, Bogdan z Dorotą na suzuki vtx1300 i Władek na drag starze 1100.
Nie żałowali decyzji. Do zamknięcia wyspy pozostawało półtorej godziny, lecz był problem z wejściem. Sympatyczne Francuzki za ladą recepcji jakimś cudem wyciągnęły dla nas bilety, kiedy wytłumaczyliśmy skąd i po co jedziemy. Tak mocno przejęły się rolą, że na mapie pokazywały nam miejsca związane z desantem aliantów. Było miło, a czas uciekał. W końcu znaleźliśmy się pod murami opactwa i z zegarkiem w ręku prowadziliśmy rekonesans połączony z sesją fotograficzną. W drodze powrotnej spotkaliśmy Włocha, który na motocyklu zwiedzał świat. Podarowałem mu na pamiątkę plakietkę choszczeńskiej grupy motocyklowej. Rączka na pożegnanie i każdy w swoją stronę. Kiszki nam już marsza grały i stanęliśmy na postój w przydrożnej oberży. Uczynny właściciel nie tylko serwował smaczne jadło, lecz był tak miły i poratował Władzia paroma litrami benzyny. Zadowoleni z dnia dojechaliśmy do kampingu na wybrzeżu Normandii i namioty rozstawialiśmy po ciemku.
Tu 1. sierpnia 1944 roku w Arromanches-Les-Bains rozpoczął się desant 1. Dywizji Pancernej liczącej 16 tysięcy żołnierzy przerzuconej do Francji z Wielkiej Brytanii. Był to element największej operacji wojskowej w historii świata, czyli desantu aliantów w Normandii, który rozpoczął się 6 czerwca 1944 roku. - Myśmy wylądowali na plażach dopiero w sierpniu. Ciężkie czołgi nie były, i nie powinny być, używane w pierwszym dniu lądowania. Uniknęliśmy wielkich strat, które mogliśmy ponieść - mówił jeden z żołnierzy gen. Maczka, którzy przeszli z nim cały szlak bojowy.
W miasteczku zwiedziliśmy muzeum D-Day Saint Mere Eglise. na makietach pokazano m. in. układ sztucznego portu wybudowanego przez aliantów. Pozostały po nim do dziś widoczne w morzu betonowe bloki. Cały pomysł polegał na tym, że w środku były puste. Doholowane do wyznaczonych miejsc zostały napełnione wodą i zatopione. Na nich spoczęły przęsła mostów i platform wyładunkowych sprzętu wojskowego.
W południe spotkaliśmy się z synem gen. Kazimierza Sosnkowskiego - naczelnego wodza PSZnaZ. Napisał o nim książkę nasz rajdowy kolega Jerzy Kirszak, historyk z IPN. Na plaży Yuno zauważyli nas pracownicy kanadyjskiego Memoriału. Bardzo nalegali na odwiedziny w ich muzeum i nie daliśmy się dłużej prosić. Na tej plaży kanadyjscy żołnierze ponieśli największe straty. Nasza wizyta zakończyła się projekcją filmu o współczesnej Kanadzie. Zapewniam, nie było nudno.
Ruszyliśmy w trasę szlakiem bojowym dywizji pancernej gen. Maczka. Rajdowej ekipie towarzyszyły dzieci zmarłych "maczkowców" Ronald i Cristina Marek ze Szkocji oraz Monica i John Pater z Australii. Nie zabrakło grupy członków Koła 10 Pułku Strzelców Konnych z Joanną i Bogdanem Wielgat na czele. Krętymi i wąskimi drogami jechaliśmy za autem Jacquesa Wiacek. Francuz polskiego pochodzenia zna doskonale język polski. Pasjonuje się historią i jest wielkim przyjacielem rajdu. W uznaniu zasług komandor Wojtek wręczył mu przy najbliższej okazji pamiątkową szablę z dedykacją.
Jakub m. in. doprowadził nas do brodu, gdzie przez rzekę Dives przeprawiały się polskie shermany w pogoni za hitlerowskimi dywizjami. Niepozorną rzeczkę sforsowałem dokładnie w tym miejscu na pontonie, dzięki uprzejmości przygodnego turysty. Trasa rajdu prowadziła do Potigny na spotkanie z merem Gerardem Kepa. Na uroczystym cocktailu opowiadał o Polakach przybyłych tu przed wojną za chlebem. Wśród nich był Edward Podyma, który wyzwolił wyzwolił miasto i jest jednym z ostatnich żyjących uczestników walk w Normandii. Ograniczeni czasem skierowaliśmy się na biwak do Chambois. Tu cocktailem podjął nas Stephan Jonat. Wesoły dyrektor Memoriału Montormel pilnował osobiście, by niczego nam nie zabrakło na stole. Opróżniliśmy wspólnie kilkanaście butelek cedrowego wina, a jedzenia nie daliśmy rady wykończyć. Kto rano wcześnie wstał ten załapał się jeszcze na gratisowe śniadanie.
';Znaleźliśmy się w trójkącie Chaambois -Trun - Montormel. Na wzgórzu 262 rozstawiliśmy namioty. Ze zbocza roztaczał się widok na dolinę. Kiedy siedemdziesiąt lat temu 1.Dywizja Pancerna otrzymała rozkaz opanowania rejonu miasteczka Chambois, gen. Maczek z własnej inicjatywy zajął te wzgórza i nazwał "Maczugą" Był inteligentym strategiem i uznał je za kluczowe przy wykonaniu zadania. Przez 3 dni i noce na Maczudze trwały tu krwawe walki. Nie musieliśmy celować, stłoczonych w dolinie hitlerowców mieliśmy jak na dłoni - relacjonował nam mjr. Jan Słowiński z 1. Pułku Czołgów. Polacy zostali okrążeni przez Niemców, a ci Niemcy okrążeni przez dywizje brytyjskie i kanadyjskie. Powstał prawdziwy kocioł. Mimo tego, że przewaga Niemców była zdwojona przez rozpaczliwą wolę przebicia się, niemieckie korpusy pancerne nie wydostały się w całości z okrążenia. Wzięto wówczas do niewoli blisko 6 tysięcy Niemców, zniszczono 70 czołgów, 500 samochodów i ponad 100 dział. O tych wydarzeniach opowiadali nam przy ognisku bohaterowie tamtych dni.
Uroczystości związane z wyzwoleniem Normandii są obchodzone przez Francuzów z wielką fetą. Jeszcze nigdy na Montormel od czasów wojny nie było tylu Polaków. Do roku 1989 nikt tu nie przyjeżdżał z powodu utrudnień paszportowych. Kręciliśmy się motocyklami po okolicy i zapamiętaliśmy udekorowane ulice, witryny sklepowe i okna. Powiewały na nich w większości flagi brytyjskie, kanadyjskie i czasem polskie. Biało-czerwoną zatknięto nawet na stogu siana. W tym dniu na Montormel zaplanowano odsłonięcie popiersia gen. Maczka i udział polskiej delegacji rządowej pod przewodnictwem Marszałka Sejmu Ewy Kopacz. Na obchody wyzwolenia przyjechał syn generała prof. Andrzej Maczek.
W dolinie pod kompleksem wzgórz Montormel położony jest największy Polski Cmentarz Wojenny z czasów II wojny światowej we Francji. Spoczywa na nim 696 poległych - przede wszystkim "maczkowcy" z 1 Dywizji Pancernej, a także żołnierze Polskich Sił Powietrznych. Tutaj od rana zjeżdżały się delegacje obecne dzień wcześniej na Montormel. Znaliśmy się już wszyscy z widzenia i stanowiliśmy jedną wielką rodzinę "maczkowców". Mszę świętą w asyście pocztów sztandarowych, kompanii Wojska Polskiego, kombatantów i oficerów z 11 Lubuskiej Dywizji Pancernej z gen. dyw. J. Miką na czele odprawił Rektor Polskiej Misji Katolickiej w Paryżu ks. Stanisław Jeż.
W siodłach motocykli pędziliśmy dalej w kierunku Belgii i Holandii. Tym razem z Jurkiem Libnerem na hondzie pan european 1300 oraz Dorotką z Bogdanem odłączylismy się od rajdu i zajechaliśmy do Etretat. Na alabastrowym wybrzeżu podziwialiśmy główne atrakcje, czyli skały Portes i Aiguille (Drzwi i Igła). Do rajdu dołączyliśmy przed zmierzchem.
Przed opuszczeniem Francji przejeżdżaliśmy przez Abbeville. Tutaj 12 września 1939 roku odbyła się tajna konferencja francusko-brytyjska o o niepodejmowaniu generalnej ofensywy lądowej na froncie zachodnim i działań powietrznych RAF nad Niemcami, co było sprzeczne z deklaracjami złożonymi przez Francuzów i Brytyjczyków polskiemu ministrowi spraw wojskowych. Brak interwencji militarnej Zachodu umożliwił siłom niemieckim i (od 17 września 1939 r.) sowieckim pokonanie wojsk polskich i rozbiór państwa polskiego. Chichotem historii można nazwać fakt, iż po pięciu latach - we wrześniu 1944 roku - Abbeville wyzwolone zostało właśnie przez żołnierzy gen. Maczka.
Przejazd przez Belgię i Holandię urozmaicamy wizytami na kwaterach wojennych w Lomel, Etteseban (grób generała Stanisława Maczka) i Gineken. Zrządzeniem losu w czasie dwóch kolejnych dni spaliśmy pod dachem, podczas najbardziej obfitych opadów deszczu. W okolicy mieszkał syn "maczkowca" Marian Śleżak. Holender nie rozumiał naszego języka lecz w duszy czuł się Polakiem. Wspólnie z żoną spędzili z nami dwa niezapomniane wieczory. Umilał je grą na akordeonach guzikowych tzw. heligonkach śpiewając niderladzkie pieśni.
'W Bredzie obowiązkowo skierowaliśmy kroki do muzeum gen. Maczka zlokalizowane na terenie wojskowych koszar. Udostępniane jest zwiedzającym raz w miesiącu. Dla nas zrobionow tym dniu wyjątek. Po południu spotkalismy się z Holendrem Erikiem van Tilbeurgh. Kiedy miał 15 lat, ojciec opowiadał mu o wojnie. Opowiadał, że jego miasteczko wyzwalali także Polacy. Kiedy wojna dobiegała końca wszyscy się cieszyli, ale nie polscy żołnierze, byli smutni, …niektórzy płakali… Ojciec zapytał … dlaczego? Jeden z nich odpowiedział, że dla nich wojna się nie kończy, bo ich ojczyzna nie jest wolna… wiedzieli już co ustalono w Jałcie. To byli żołnierze, którzy walczyli na wszystkich frontach "za wolność naszą i waszą" …ale umierali za Polskę - mówił Erik van Tilbeurgh.
Jako 15 latka bardzo go ich historia poruszyła. Przyrzekł sobie, że będzie o nich mówił, że nie pozwoli o nich zapomnieć. Holender, który o historii Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie wie wszystko posiada największą na świecie prywatną kolekcję ponad 100 oryginalnych mundurów, tysiąca eksponatów i 25 tys. fotografii. Zbiory są pełne i skatalogowane i wciąż opisywane… Prywatnie Eryk jest mężem szczecińskiej dziennikarki Ewy Maltańskiej. Wspólnie od lat czynią starania o stworzenie w Szczecinie muzeum PSZnZ. Pisały o tym nie tylko szczecińskie gazety. Póki co Ewa z Erykiem trafiają na mur niemocy… W dowód uznania Eryk został uhonorowany przez Stowarzyszenie "Patria" pamiątkową szablą.
W 2004 roku Erik zorganizował w Driel tam gdzie lądowali polscy spadochroniarze, wystawę w związku z 60 rocznicą bitwy pod Arnhem. Spotkała się ona z dużym zainteresowaniem. Powstał film o polskich żołnierzach "Zapomniani bohaterowie spod Arnhem". Opinia publiczna w Holandii była poruszona, zaczęto domagać się zadośćuczynienia dla polskich bohaterów. Eryk posiadał dokumenty, dzięki którym można było dotrzeć do tych najważniejszych, z których wynikało że tuż po wojnie Królowa Wilhelmina chciała odznaczyć żołnierzy pierwszej brygady. Jednak do tego nie doszło, ze względów historyczno-politycznych… Stało się to możliwe dopiero 60 lat później. Nie doczekała tego dnia Cora Baltussen, holenderska pielęgniarka opiekująca się rannymi spadochroniarzami z Polski.
Przez ponad pół wieku Cora Baltussen walczyła nie tylko o pamięć o polskich bohaterach, ale również o ich godne uhonorowanie. Począwszy od 1961 roku regularnie przez ponad 40 lat występowała o odznaczenia dla polskich żołnierzy do holenderskiego Ministerstwa Obrony. Jej starania zostały w końcu uwieńczone sukcesem. Dnia 9 grudnia 2005 roku ministerstwo zdecydowało o przyznaniu Generałowi Sosabowskiemu Medalu Brązowego Lwa i odznaczeniu Brygady Spadochronowej najwyższym holenderskim orderem wojennym - Wojskowym Orderem Wilhelma. Pani Cora zmarła niecały miesiąc wcześniej, 18 listopada 2005 roku. W imieniu kolegów miałem zaszczyt złożyć na jej grobie biało-czerwony wieniec.
Pomysłodawcą i szefem rajdu był Wojciech Krupa z Rzeszowa, syn "maczkowa". Ojciec wychował mnie w patriotycznym duchu i był wierny dewizie "Bóg, Honor, Ojczyzna" - podkreślał komandor i wspominał pierwszą daleką podróż motorowerem na Węgry. Zawsze marzył o wyprawie szlakiem bojowym ojca. Udało mu się nawiązać kilka kontaktów, które okazały się bardzo pomocne w dotarciu do miejsc związanych z walkami dywizji. Po raz pierwszy wyruszyli do Normandii w 2007 roku na 9 motocyklach. Może to nie była wielka grupa, ale czuliśmy, że rajd jest misją, a my chcemy dobrze zaprezentować nasz patriotyzm. Przy okazji powstało Stowarzyszenie Motocyklistów "Patria" i z rajdu na rajd staliśmy się zauważalną grupą w kraju i za granicą - zaznaczył Marek Nowak, szef sztabu komandora. W tym roku w rajdzie wzięło udział 39 osób na 35 motocyklach. Dziękuję Wojtku i Marku za zorganizowanie wspaniałej wyprawy. Chwała bohaterom!
Harmonogram rajdu 14.08.2014 - 30.08.2014 | |
---|---|
14.08.2014 CZWARTEK | Zbiórka i odprawa - jednostka wojskowa Brygady Kawalerii Pancernej ŚWIĘTOSZÓW k/ŻAGANIA |
15.08.2014 PIĄTEK | 8.00 wyjazd grupami do Igel kolo Treviru - niem. Trier (nocleg na polu campingowym).IGEL k. TRIER |
16.08.2014 SOBOTA | Przejazd do Luksemburga: cmentarz 3 Armii amerykańskiej i grób gen. Pattona. Wjazd do Francji: okolice Dieuze, Lagarde (miejsca walk 1 Dyw. Grenadierów w 1940 roku), odwiedzenie fortu Schoenenbourg Linii Maginota- Entrée des munitions, nocleg na campingu Rue da la Plage, 57930 Mittersheim LeLacVert - MITTERSHEIM |
17.08.2014 NIEDZIELA | Wyjazd do Verdun- memoriał I wojny światowej, Po południu dojazd do Paryża na camping na obrzeżach miasta + ew. zwiedzanie indywidualne - www.campingchampigny.paris PARYŻ |
18.08.2014 PONIEDZIAŁEK | Cały dzień w Paryżu, zwiedzanie ambasady, cmentarz Perlachez (grób Chopina), indywidualnie wybrane atrakcje, powrót na pole campingowe PARYŻ |
19.08.2014 WTOREK | Wyjazd do Montmorency- cmentarz "Panteon polskiej emigracji", dalej dojazd do Arromanches-Les-Bains (miejsce lądowania aliantów i poczatek szlaku bojowego 1 Pol. Dyw. Panc.) Plaża Utah, Omaha ,nocleg - pole campingowe ARROMANCHES-LES-BAINS |
20.08.2014 SRODA | Kino, pamiątki, zwiedzanie muzeum D-Day Saint Mere Eglise, zwiedzanie plaż: Gold, Sword, Yuno, pomnik I Dyw Panc (Graye Sur Mer ), dojazd na nocleg w pobliżu Montormel camping Le Val de Baize N 48 43.060 W 0 00.653 ARGENTAN |
21.08.2014 CZWARTEK | Objazd pól bitewnych z przewodnikiem, tygrys w Vimoutiers, muzeum memoriał Montormel, rzeka Dives wieczorem, nocleg na wzgórzu wśród miejsc walki wręcz polskich pancerniaków dojazd z Chambois MONTORMEL |
22.08.2014 PIĄTEK | Złożenie wieńców w Chambois: 14h30; Ceremonia wojskowa w MTML: 15h-16h; Odsłonięcie pomnika "drogi pokoju": 16h - 16h45; Msza: 16:45 - 17:45; Potem cocktail i spektakl w Argentan. Wieczorem ognisko. MONTORMEL |
23.08.2014 SOBOTA | 9.45 uroczysta msza na cm. Langenerie; 11.30 złożenie kwiatów w Potigny:przejazd do HESDIN |
24.08.2014 NIEDZIELA | Szlakiem dywizji przez: Abbeville, St.Omer, Yper, Tielt, Drongen (kwiaty na grobie Firmina Verbeke wielkiego przyjaciela Maczkowców i ewentualne spotkanie wieczorne z kombatantami www.blaarmeersen.be Zuiderlaan 12, GENT |
25.08.2014 PONIEDZIAŁEK | Jedziemy do Bredy. Spotkanie z Marianem Śleżakiem -synem Maczkowca i motocyklistą a także naszym przewodnikiem w okolicach Bredy. Program wokół Bredyrozłożony na dwa dni. Cmentarze Etteseban (grób gen Maczka), Ginneken,Oosterhout. Muzeum gen. Maczka w jednostce wojskowej w Bredzie., Pantera-pomnik etc historyk holenderski. Nocleg camping (lozka i spiwory) Hoeven N 51 BREDA |
26.08.2014 WTOREK | Wokół Bredy: Alphen; Baarle Nassau BREDA |
27.08.2014 ŚRODA | Lommel, Driel, miejsca walk polskiej Samodzielnej Brygady Spadochronowej gen. Sosabowskiego, Driel - Plac Polski, pomnik pamięci polskich spadochroniarzy nocleg. Camping de Rimboe www.campingderimboe.com/ Boslaan 129, Lunteren LUNTEREN |
28.08.2014 CZWARTEK | Osterbeek cmentarz "Market Garden", muzeum Market Garden, Arnhem most Johna Frosta, powrót na camping LUNTEREN |
29.08.2014 PIĄTEK | Przejazd do Meppen, dalej przez Papenburg, Haren, Oberlangen - wyzwolenie obozu (1700 Polek uczestniczek Powstania Warszawskiego, Haren), Dojazd do Wilhelmshafen, gdzie gen. Maczek przyjął kapitulację hitlerowców. Podsumowanie rajdu. Wybory najbardziej sympatycznego uczestnika, rozliczenia, uwagi etc. NOCLEG w jakimś hoteliku na autostradzie (Niemcy) |
30.08.2014 SOBOTA | Zakończenie rajdu (rzewne pożegnania !!!). Powrót do domu. |